piątek, 18 sierpnia 2017

O ewolucji mojego podejścia do nauki języków obcych, czyli też o tym, jak pozbyłam się bariery językowej


Całe życie uwielbiałam czytać książki. Przyciągały mnie i magicznie przenosiły w inny świat tak, jak teraz często potrafią jedynie telefony komórkowe z dostępem do Internetu ;). Wyobrażałam sobie nawet, ze nie miałabym nic przeciwko zostać na jakiś czas zamkniętą w więzieniu, jeśli tylko miałoby ono dobrze wyposażoną bibliotekę. To wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy, ze najbardziej na świecie chciałabym poznać wszystkie języki świata, żeby tylko móc czytać swoje ukochane książki w oryginale.

Moje początkowo idealistyczne podejście zostało szybko brutalnie stłamszone przez rzeczywistość. Zaczęłam się uczyć swojego pierwszego języka obcego, jezyka angielskiego, i sprawa okazała się nieco bardziej skomplikowana. Postanowiłam ograniczyć swoje zapędy do - wciąż oczywiście śmiałych - 20-30 języków. Stwierdziłam, ze tyle powinno wystarczyć na początek.
😉😉
W liceum zaczęłam się uczyć niemieckiego. Na studiach najpierw francuskiego, później rosyjskiego. Ucząc się tylko samodzielnie (i w ekspresowym tempie, zostawiajac naukę na ostatnią chwilę, o czym można przeczytać tutaj; do dziś nie wierzę, ze zdałam ten egzamin przy takim podejściu, i ze nie umarłam na zawał, uważając, ze nie zdałam, i ze przez swoją brawurę :)  wyrzuciłam całe swoje studenckie oszczędności w błoto), podeszłam do CAE i go zdałam.

Rok spędziłam w Austrii, zdałam GDS-C2. Powoli zaczynałam rozumieć, ze zajmując się na raz różnymi sprawami, nie nauczę się tych 20 języków. Ale choćby dziesięciu?

Cale studia opanowywała mnie żądza certyfikatów. Potwierdzenia, jak dobrze mówię w obcych językach. Chciałam już nie tylko dobrze czytać, ale i swobodnie się wypowiadać oraz rozumieć, co inni mają mi do przekazania. Co ważne, żebym mogła sama uwierzyć, że to potrafię, potrzebowałam namacalnych dowodów, które dodawałyby mi językowej pewności siebie.

I faktycznie, tak to działało. Gdy zdałam CAE, a później GDS-a, automatycznie zaczynałam lepiej mówić - nie dlatego, ze magicznie moja wiedza wzrosła, tylko dlatego, ze otrzymałam potwierdzenie z zewnątrz: tak, ona daje radę!


W każdej swojej dotychczasowej pracy potrzebna mi była znajomość języków. Kiedy zaczęłam pracować, używać języka codziennie, moja bariera komunikacyjna powoli zanikała. Przestałam potrzebować zewnetrznego potwierdzenia, że znam języki obce - sama powoli uczyłam się dostrzegać, w czym jestem dobra, a co należy jeszcze poprawić. Nauczyłam się to akceptować.

Wtedy nagle nauka zaczęła mi przychodzić o wiele szybciej. Przestałam się bać mówić w innym języku (nawet nowym, nawet takim, który naprawdę słabo znam, nawet po chińsku), łatwiej mi było nawiązywać nowe znajomosci z obcokrajowcami, łatwiej wszystko zapamiętywałam, przestałam się stresować, że robię błędy. W końcu jak mam je przestać robić, skoro nawet nie pozwalam sobie, żeby zacząć je robić?

Nadal chciałabym się nauczyć dobrze mówić w kilku językach. Tylko teraz robię to już rozsądniej, dojrzałej, co przekłada się na to, ze również - lepiej i szybciej. Mniej się boję. Mam wciąż - choć już zmodyfikowaną - listę języków, których chciałabym się nauczyć. I z tą odrobinę bardziej realną lista może się naprawdę udać.

5 komentarzy:

  1. Wiem, że pytanie jest dość głupiutkie ale jak przy pracy na pełny etat, życiu osobistym, sprawach codziennych (jakis obiad, pranie, sprzatanie) masz jeszcze czas zeby sie uczyc tych jezykow. Ja mam trzy języki, których chciałabym się nauczyć, ale oprócz powtórek, po prostu brakuje mi czasu. Godzinkę dziennie da rade, może czasami dwie ale wydaje mi się to ciągle za mało. Jak ty to robisz? Podziwiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowilam napisać krótki tekst o tym, jak można się uczyć jezyka 'mimochodem' - i zapraszam! :) http://naukajezykow.blogspot.tw/2017/08/jak-znalezc-czas-na-nauke-jezykow.html?m=1

      Usuń
  2. Pytanie nie jest ani trochę głupiutkie, a sprawa wcale nie jest taka prosta u oczywista. Wiele rzeczy wciąż jeszcze mogę i muszę zmienić, postanowiłam się za to zabrać wraz z reaktywacją bloga, i pewnie o tych swoich planach, jak można wycisnąć jak najwiecej z pozostałego czasu, tez tu wkrotce napiszę :) To po pierwsze.

    Po drugie, uważam kilka godzin w tygodniu za całkiem spore osiągniecie, i można w tym czasie dużo zrobić :) Jakich jezykow się uczysz?

    Natomiast, to co teraz robię, żeby znaleźć czas: 1. Dwa do trzech razy w tygodniu biegam wieczorami na okolicznej bieżni. W tym czasie zamiast muzyki słucham słuchanek z j. chińskiego. Mam taka fajna książkę, w której w każdym rozdziale jest długa lista słówek, potem ćwiczenia gramatyczne z użyciem tych słówek, a potem dialogi/historie. Na mp3 mam te listy słówek i dialogi/historie, i biegnąc, słucham ich dobie i powtarzam. Co ciekawe, bardziej mi to pomaga w biegu niż muzyka :)
    2. Teraz przeprowadziłam się blisko pracy, ale wcześniej dojeżdżałam metrem. Najczęściej - chyba ze byłam skrajnie zmęczona - otwierałam książkę, nawet na stojąco, i powtarzałam.
    3. Niedawno zaczęłam się spotykać ze znajoma Rosjanka, tak raz na tydzień-dwa w porze lunchowej. Rozmawiamy po rosyjsku, ona mnie czasem poprawia, ja jej pytam o wszystko, czego nie rozumiem. Zmotywowało mnie to do otwarcia podręcznika na nowo.
    4. Umówiłam się z koleżanka, ze będziemy robić rozdział takiej świetnej książki do francuskiego na tydzień. Ja już ja kiedyś przerobiłam, wiec to było realne dla mnie, po prostu powtarzalabym. Przez kilka tygodni się uczyłam, aż się okazało, ze ona nawet nie zaczęła (naprawdę nie miała wtedy czasu), i motywacja mi siadła. Czekam na nią i na nowo zacznę projekt.
    5. Ostatnio zrozumiałam, ze przy gotowaniu mogę sobie słuchać słuchanek lub radia w j.obcym, choćby na słuchawkach do telefonu. Wiadomo, nie skupiam się wtedy na wszystkim, ale kontakt z językiem mam.
    6. Czytam książki, artykuły w Internecie w j.obcych, FB np. mam ustawionego po rosyjsku :) Mam dużo znajomych obcokrajowcow, w pracy mówię dużo po angielsku.
    7. No i po prostu, siadam do nauki. Staram się wykombinować kilka godzin w tygodniu, nie mam tu ustalonych dni (bo czasem trzeba dłużej zostać w pracy, spotkać się ze znajomymi, zrobić coś w domu, albo się jest już po prosty zbyt zmęczonym), ale książki mam stałe na widoku, i nie da się o nich zapomnieć :)

    Ale nie ma tez się co oszukiwać - czasami się po prostu nie da wszystkiego zrobić. Natomiast bardzo próbuję, i to chyba najwazniejsze :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja może nie jestem, aż taki zdolniacha, aczkolwiek staram się uczyć języka niemieckiego. Jednak ja wybrałem drogie, 1. szkoła prywatna - podstawy słówek, gramatyki i mowy, 2. wyjazd za granicę bo tylko tak i jedynie chyba wydaje mi się najlepiej nauczysz języka obcego. Dzięki takiemu modelowi nauczyłem się 3 języków - angielski, francuski, hiszpański.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szanuję i podziwiam za Twoje samozaparcie i efekty. Ja już od dobrych kilku lat walczę z jednym językiem i nadal nie osiągnąłem płynności. Możliwe, że poświęcam temu stanowczo za mało czasu i wykorzystuję nieodpowiednie metody. Chyba zostanę na Twoim blogu dłużej, bo widzę tutaj mnóstwo interesujących wskazówek. Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów!

    OdpowiedzUsuń