Dlaczego nie da
się nauczyć wszystkich języków świata? Odpowiedź wydaje się zarówno oczywista,
jak i prawdziwa: jest ich zdecydowanie za dużo. Ale za dużo nie tylko ze
względu na liczbę słów i reguł gramatycznych, lecz również ze względu na cały
dorobek kulturowy, który języki ze sobą niosą.
Nieraz słyszałam
opinie osób studiujących filologię, że takie przedmioty jak „Literatura Anglii”
czy „Historia Francji” są zbędne na ich studiach, przecież przyszły się tam
nauczyć języka. Jednak jak można się nauczyć języka, jeśli nie będzie się w
stanie pojąć wszelkich niuansów znaczeniowych, związanych często właśnie z
kulturą?
Nie będę się nad
tym rozwodzić, bo jak tytuł mojej notki wskazuje, zamierzam skupić się tu odrobinę na zjawisku
ostalgii, który też udowodni też tę jakże oczywistą moją antytezę. Otóż
ostalgie (niem. Ostalgie) to słowo, które pochodzi z połączenia słów „Ost”
(wschód) i „Nostalgie” (nostalgia), co w połączeniu daje ‘tęsknotę za wschodem’.
Ostalgia powstała po połączeniu się NRD i RFN w wyniku rozczarowania ludzi ze
wschodniej części Niemiec – wbrew oczekiwaniom osób z byłego bloku komunistycznego,
zmiany, które zaszły po transformacji ustrojowej, nie zawsze były korzystne*.
Kiedy już więc
minęła euforia związana z ponownym zjednoczeniem Niemiec (Wiedervereinigung Deutchlands)
, wiele osób zaczęło wspominać czasy, w których żyło im się inaczej. Zaczęły powstawać
ostalgiczne filmy (wzorcowymi przykładami są tu „Słoneczna Aleja” i „Good bye,
Lenin!”), a wiele przedmiotów/sytuacji, które kojarzyły się z czasami NRD,
urosło do rangi symboli.
Na ulicach
zaczęto więc na nowo zachwycać się trabantami, wspominać smak ogórków
spreewadzkich (Spreewaldgurken), wina musującego „Czerwony Kapturek”
(Rotkaeppchen-Sekt) czy kawy Mocca Fix Gold; zatęskniono za postacią Piaskowego
Dziadka z enerdowskich bajek („Unser Sandmaennchen”), produkowaną przez
kombinat chemiczny kredką do ust „Indira”, kremem do rąk „Fissura”, za
ludzikiem z z sygnalizatorów świetlnych dla pieszych(Ampelmaennchen) czy zwykłymi
ceratowymi obrusami. Ale czy obecne produkty ustępują jakością tym powstałym przed
połączeniem się NRD z RFN, czy ustępują im tak mocno, żeby za nimi tęsknić?
Nie w tym rzecz, nie o to tu
chodzi. Niemcy Wschodnie były państwem totalitarnym, represje na obywatelach
były na porządku dziennym. Ale jednocześnie, odgrodzone od Zachodu, dawały
swoiste poczucie bezpieczeństwa; pojęcie bezrobocia praktycznie nie istniało, a
opieka socjalna i zdrowotna była zagwarantowana każdemu. Każdy miał szansę na
mieszkanie i samochód, każdy więc miał gwarancję pewnej stabilności. Po latach od upadku systemu zaś
powoli można było zacząć zapominać o strachu przed Stasi.
Zatem choć
ostalgia wydaje się tak naprawdę zwykłą tęsknotą za przysłowiowymi ‘starymi,
dobrymi czasami’ na terenie wschodnich Niemiec, a teraz również zwykłą modą, warto
wiedzieć co nieco o przeszłości tego kraju, kiedy zechce się odwiedzić
berliński sklep z pamiątkami i zrozumieć ich znaczenie.
*Ustrój NRD
musiał się dopasować do systemu RFN, wielkie przedsiębiorstwa
przejmowały małe zakłady produkcyjne, zwiększyły się przestępczość i bezrobocie,
powstało dużo stereotypów o Ossich i Wessich (Niemcach ze wschodniej/zachodniej
części Niemiec), nie wszystkie obietnice zachodnioniemieckiego rządu zostały
spełnione.
Hmmm, brzmi to trochę jak polskie "za komuny było lepiej", które też nieraz zdarzało mi się słyszeć... Ja do powodów takiego podejścia dorzuciłabym jeszcze jeden: dla większości z tych osób był to czas młodości, który chyba prawie wszystkim kojarzy się dobrze. Tęsknią i wspominają może nie tyle stary ustrój i organizację społeczną, co czasy, w których byli jeszcze pełni nadziei i wierzyli, że ich życie będzie wspaniałe... To chyba nie przypadek, że te same osoby są obecnie największymi marudami jakie znam i sprawiają wrażenie ludzi rozczarowanych własnym życiem.
OdpowiedzUsuńA co do wstępu - szczerze mówiąc, ja nigdy nie słyszałam kogoś, kto popełniłby takie stwierdzenie. Zgadzam się z Tobą w 100%, porządne nauczenie się języka bez znajomości kultury jest niemożliwe.
Pozdrowienia! :)
Hej Aithne, dzięki za komentarz :) Cała prawda z tą młodością i marudnością, niemniej w Niemczech tęsknota za tymi czasami kojarzy się części społeczeństwa właśnie ze starym ustrojem, i jako że to zjawisko ma swą nazwę i specyfikę, chciałam o nim pokrótce wspomnieć. :)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o te osoby, które słyszałam - naprawdę istnieją ;). Myślę, że są to osoby skłonne do narzekania na wszystko, niemniej bardzo nie lubię (choć przyznaję, sama filologii nie studiowałam), kiedy ktoś twierdzi, że historia czy literatura danego państwa są w nauce języka nieprzydatne, bo przecież i tak się nie będzie tego później pamiętać. Pffffff.. :)
Hej, dzieki za ciekawostke! :) Nie slyszalam o tym wczesniej. Zatem dziekuje :) Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńWedług mnie to zależy od sytuacji, czy trzeba znać historię danego kraju. Dajmy na przykład to, że jeżeli ktoś pracuje i w jego fachu jest wymagana znajomość języków. Wtedy uczy się pod przymusem i nie potrzebna mu jest znajomość tego, co było kiedyś. Co innego, jeśli studiuje się filologii. Wtedy ten ktoś wgłębia się w język, więc trochę dziwnie ukończyć takie studia i nie umieć opowiedzieć niczego o kulturze i historii kraju ;-) Skoro lubi język, to powinien lubić też dany kraj.
OdpowiedzUsuńZapraszam również do mnie na bloga: my-foreign-languages.blogspot.com
Dzięki Ev, miło :)
OdpowiedzUsuńZmotywowany, dodałam Twój blog na swoją listę :). W sumie masz z tym trochę racji, że nie każdy potrzebuje znać historię danego kraju - ale i tak uważam, że ogólny zarys, jakąś podstawę zawsze warto. No i dochodzi tu też kwestia poziomu znajomości języka - jeśli się mało wie o danym kraju, to ten poziom nigdy nie będzie bardzo wysoki.
Dla każdego filologa to sprawa oczywista. Jednak warto o tym mówić, bo jest wiele osób, które zmagają się z nauką tylko dlatego, że zaniedbują aspekt związany z kulturą lub historią. Jasne, że można opanować język na zasadzie "dogadywania się" bez wnikania w szczegóły. Niektórzy mają przecież tylko taki cel. Tylko, że to zawsze powoduje problemy z motywacją (bo przeważa np. finansowa) i nie daje to radości z samej nauki. Odradzałabym każdemu, kto nie interesuje się kulturą i nie jest zaciekawiony danym krajem, naukę języka. To strata czasu.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod Twoim komentarzem rękami i nogami, dodając może jedno stwierdzenie: chyba że ktoś naprawdę musi się danego języka nauczyć. Ale to takie oczywiste stwierdzenie:).
UsuńNatomiast z tymi filologami, to może ja trafiam czasem na takich obiboków, którzy negują wartość różnych rzeczy, coby może siebie usprawiedliwić.
Pozdrawiam ciepło! :)
Jeśli ktoś musi się nauczyć, to powinien poszukać jakiegoś fragmentu związanego z kulturą, który go zaciekawi. Wystarczy mieć jednego ulubionego autora, reżysera lub znajomego a podejście do nauki totalnie się zmienia. Nie trzeba lubić wszystkiego. W każdej kulturze można odkryć piękno. Wystarczy chcieć.
UsuńA co do filologów, to ja trafiałam dotychczas na samych mega ogarniętych ;-)
Racja, racja, racja. I jeszcze raz racja. :)
Usuń