niedziela, 7 lipca 2013

O świecie chińskim i egzaminie z niemieckiego – pokrótce

Miałam nie wracać już tu, ale wróciłam – choć tylko na chwilę, tylko na ten post, i tylko z dwóch powodów. Ale na początku Wam podziękuję – statystyki mojego bloga raczej rosną niż maleją, co dziwi i cieszy. Dziwi – bo bloga zamknęłam, cieszy – bo to oznacza, że kogoś interesują jeszcze moje wpisy, i że komuś jeszcze mogą one pomóc. Więc: dziękuję :).

Więc dlaczego wróciłam, choć miałam tego nie robić? Otóź chciałam podzielić się tu dwiema sprawami: tym, że zaczęłam się uczyć chińskiego, choć nie brałam tego wcześniej pod uwagę, oraz tym, co sądzę o egzaminie z niemieckiego GDS-C2, do którego niedawno podchodziłam, a o którym nie mogłam wcześniej sama znaleźć żadnych opinii w Internecie.


O świecie i języku chińskim

W jednym z poprzednich postów pisałam, jakich pięciu języków zamierzam się uczyć; wykluczyłam tam chiński, stwierdzając, że pewnie jest tak trudny, że nie będę w nim w stanie dojść nawet do komunikatywnego poziomu, jeśli nie poświęcę mu bardzo dużo czasu – a przecież nie poświęcę mu bardzo dużo czasu, bo przecież mam jeszcze inne zainteresowania.

Los jednak czasem bywa przewrotny. Być może za jakiś czas na jakiś czas będę miała szansę pojechać do Chin. Nie jest to w żadnym razie pewne, ale chyba żaden zapalony poliglota nie jest w stanie przepuścić takiej okazji – i takiej motywacji – do nauki nowego języka. Ja w każdym razie nie mogłam.

Zaczęłam więc poznawać znaki i uczyć się tonów. Odkrywać, jak bardzo język ten jest związany z kulturą chińską. Odzwierciedla się w nim nawet hierarchiczna struktura społeczeństwa: w języku mandaryńskim na przykład nie ma słów takich jak brat czy siostra, można powiedzieć jedynie ‘starszy brat’ albo ‘młodszy brat’, ‘starsza siostra’ albo ‘młodsza siostra’. Nie ma słowa ‘tak’, można za to przytakiwać odpowiadając czasownikami z pytań; przy czym nawet przytakując, możemy pozawerbalnie pokazywać, że nie zgadzamy się z rozmówcą, i zakładać, że nasz rozmówca zrozumie nasze prawdziwe intencje, niewyrażone przez grzeczność i strach przed utratą mianzi (o mianzi - twarzy będzie tu za chwilę).

Nie bez powodu więc język doprowadził mnie do większego zainteresowania się tą kulturą, rozumianą zarówno jako różnice pomiędzy naszym europejskich i tamtejszym wschodnim światem, jak i wszelkimi zjawiskami zachodzącymi tak w historii, jak i we współczesnym świecie chińskim. Zaczęłam czytać książki, blogi, strony internetowe związane z chińskim i z Chinami. Gromadząca się we mnie wiedza potrzebowała jednak jakiegoś ujścia, i po wielu dniach przemyśleń, postanowiłam założyć stronę na ten temat na Facebooku. Nie na blogu, bo ten wymaga dłuższych notatek, ale na FB, gdzie wiele osób może obserwować na bieżąco wszelkie wiadomości. Jeśli więc ktoś interesuje się Chinami/językiem chińskim, lub też chciałby się o tym dowiedzieć czegoś więcej, serdecznie zapraszam:




Strona będzie o tych ciekawych rzeczach, o których uważam, że warto się dowiedzieć. Dziś na przykład odkryłam zabawną lekcję, pokazującą, jak się nauczyć pierwszych chińskich znaków metodą skojarzeniową, czyli jak powiązać znaczenie z danym obrazkiem: http://www.ted.com/talks/shaolan_learn_to_read_chinese_with_ease.html , a kilka dni temu napisałam o mianzi:

„Twarz (Mianzi, 面子) ma niezwykłe znaczenie dla Chińczyków. W pewnym sensie jest odpowiednikiem europejskiego 'honoru', można ją stracić, zdobyć, użyczyć. Im więcej się jej ma, tym większy wpływ ma się również na innych, stąd też od osób zajmujących wysokie pozycje oczekuje się, że 'mają dużo twarzy'.

 Twarz traci osoba, która zabiera głos na spotkaniu bez konsultacji swojego przełożonego; która nie potrafi odpowiedzieć na pytanie w pracy; która zostanie obrażona lub upomniana przy innych; która narusza przyjęte standardy.

 Twarz zyskuje osoba, na której można polegać i która postępuje zgonie z obowiązującymi regułami.
 W Chinach mianzi jest traktowane bardzo poważnie. Tamtejsze firmy często zatrudniają kogoś, kto nie tylko dba o ich wizerunek, ale i zapobiega utracie twarzy.

 Ze względu na istotność mianzi, Chińczycy starają się zatem unikać wszelkich sytuacji, które mogłyby prowadzić do konfrontacji. Strach przed utratą twarzy może doprowadzić do tego, że będą się oni starali ukryć złe wiadomości; z drugiej strony strach ten może stanowić dla nich również czynnik motywujący”.


O egzaminie z języka niemieckiego Goethe Institut GDS-C2

Postaram się już streszczać:) : na stronie Instytutu Goethego możemy znaleźć przykładowy arkusz egzaminacyjny na poziomie C2. Osoby, które faktycznie są na tym poziomie, mogą stwierdzić, że jest on jakoś dziwnie zbyt prosty – i będą miały rację. O ile formuła egzaminu jest dokładnie taka, jak to przedstawiono, o tyle (i tu będzie o podobieństwach i różnicach):

- transformacje zdań są o wiele trudniejsze (warto przerobić ‘Sag’s Besser 1&2’)
- nie ma problemów ze zrozumieniem słuchania, sama treść jest, zdaje się, na podobnym poziomie – ale trzeba bacznie uważać na sformułowania, czasem podchwytliwe, w zadaniach. Ogółem: trudniejsze niż w przykładowym teście
- mówienie – egzaminatorki są naprawdę przesympatyczne, starają się stworzyć bardzo miłą i rozluźniającą atmosferę; moje tematy, na tyle, na ile pamiętam: ustosunkować się do stwierdzenia, że człowiek jest kowalem własnego losu; poprowadzić rozmowę na temat finansowania badań przez instytucje pozarządowe (dokładniej chodziło o Drittmittel)
- tematy wypracowań nie zaskakują. Podobne jak na maturze (wybrany przeze mnie dotyczył ustosunkania się do jakichś stwierdzeń odnośnie do dbania o środowisko), tylko – wiadomo – poziom wyższy. Jeżeli jest się w stanie zmieścić w czasie, i przygotuje się wcześniej do formy – nie ma się czego bać.