Jakiś czas temu
wreszcie podjęłam decyzję. Pod moim wpisem „Ilu języków można się uczyć jednocześnie?” pojawiło się bardzo dużo różnych komentarzy, które dały mi do myślenia. Doszłam
do wniosku, że – choć to naprawdę przyjemne – powinnam skończyć z
krótkookresowym zanurzaniem się w jakiś język, o którym wiem, że jego nauki na
dłuższą metę kontynuować nie będę. I tak oto, z ciężkim bólem serca,
zdecydowałam się na pięć języków, których w miarę możliwości będę się uczyć, i
nie będę rozszerzać tej listy, dopóki kolejny język nie wskoczy na poziom C1.
Zanim przejdę do
samej listy i motywów wyboru takich a nie innych języków, wyjaśnię może,
dlaczego te pięć to wcale nie tak dużo, jakby się wydawało. Otóż każdy ma
jakieś hobby, jakąś pasję, to, co lubi robić w wolnym czasie, a także każdy ma
jakiś czas, który przeznacza/czuje, że musi przeznaczyć na
stracenie/odmóżdżenie się/próbę wyłączenia się i nie-myślenia o niczym. Tak
więc, kiedy ktoś czyta jakąś książkę, ja też czytam, tylko staram się, żeby ta
książka była w języku obcym. Kiedy ktoś ogląda jakiś film, ja też oglądam,
tylko raczej bez napisów i w języku obcym. Kiedy ktoś poszukuje w Internecie
forów o fotografowaniu, ja próbuję zmierzyć się z obcojęzycznym tekstem o historii
sztuki. I to wszystko traktuję jak naukę.
Inna sprawa, że
kiedyś imałam się każdego języka, który mi się w danej chwili spodobał. Teraz
też z bólem serca odkładam na niewiadomokiedy-byćmożenigdy naukę
portugalskiego, który jest nie tylko piękny, ale przydałby mi się za miesiąc
podczas tygodniowego urlopu w Portugalii (notabene to idealny okres na jakiś
samouczek ‘Portugalski w miesiąc’!), ale postanowiłam być dzielna (trudne to..)
Jest jeszcze
jeden powód, dla których pięć języków w moim wypadku to nie tak dużo: nie
zamierzam uczyć się ich w tym samym tempie. Nie z każdym planuję spędzać czas
codziennie, i zamierzam nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. Postanowiłam
bardziej sprecyzować swoje zainteresowania językowe, i niektóre potraktować
jako niegroźne hobby.
A oto i moja
lista:
1.
Język angielski
Powody, dla których trzeba znać angielski są oczywiste. Mój angielski jest
na całkiem wysokim poziomie, ale nie na tyle wysokim, bym bez obaw mogła
podejść do CPE. Bez obaw zamierzam podejść do egzaminu po przerobieniu kilku
wybranych przeze mnie podręczników (wśród których znajdują się m.in. „Upstream
Proficiency” i „Successful Writing Proficency”), co nastąpi najpóźniej w
czerwcu przyszłego roku (choć chyba będę musiała jeszcze przemyśleć tę decyzję,
jako że formuła egzaminu się nieco zmienia). Tymczasem dla przyjemności czytam
w tym języku książki i oglądam filmy, nie męcząc się przy tym jakoś specjalnie,
mając jednak nierzadko problemy ze zrozumieniem brytyjskiego native’a, mówieniem
(zwłaszcza muszę popracować nad wymową) i pisaniem (chyba że się bardzo staram
i koncentruję).
2.
Język niemiecki
Czytam książki, oglądam filmy, dużo rozmawiam, pracuję, lubię kraj,
interesuje mnie kultura, nie wykluczam zamieszkania tam kiedyś na jakiś czas.
Aby zrealizować swoje sekretne niemieckie plany, z tego języka również
potrzebuję certyfikatu (Goethe Zertifikat C2), a do tego z kolei przerobienia m.in.
dwóch części ‘Sag’s besser’, ‘Oberstufensbuch’, ‘Grammatik fuer
Fortgeschrittene’ i zadręczania znajomych Niemców swoją osobą i swoimi
wypracowaniami :). Plan
certyfikatu: najpóźniej pierwsza połowa przyszłego roku, najlepiej: przed
końcem lutego.
3.
Język rosyjski
Jestem względnie na bieżąco z ‘Kommiersantem’ i z serialami w tym języku, mam pocztę e-mail i FB po rosyjsku, ale jak
dotąd przeczytałam w nim tylko jedną książkę. Plan, oprócz przerobienia
genialnej książki ‘Russkij jazyk siewodnia’ (którą notabene kiedyś
przerobiłam... Tylko na zdecydowanie za długo przerwałam później naukę) –
uwaga! Książka, choć naprawdę świetna, jest bez płyty – zakłada zwiększenie ilości czasu na czytanie
oraz ustalenie ze znajomą Rosjanką godziny tandemu rosyjsko-niemieckiego, który
będzie się odbywał raz w tygodniu. Inny
plan to taki, że w chwili, gdy dojdę z rosyjskiego do poziomu C1, dorzucę do
tej listy kolejny język.
4.
Język francuski
Do tego języka podchodziłam wielokrotnie, zawsze zaczynając od początku. Do
niedawna miałam wrażenie, że jestem osobą o najlepszych podstawach tego języka
na świecie (z każdym kolejnym razem coraz bardziej mnie te podstawy nudziły,
ale wychodziłam z – jak teraz sądzę – błędnego założenia, że trzeba zawsze
zaczynać od początku, jeśli się wszystkiego nie pamięta), ale osobą, która nie
przekroczy nigdy poziomu A2/B1. Teraz, w ramach tandemu niemiecko-francuskiego,
będę się spotykać z inną koleżanką raz w tygodniu i na moją prośbę przerabiać ‘Vite
et bien 2’. Poza tym będę słuchać francuskich piosenek, i czytać sobie, już po
polsku, ‘Dzieje kultury francuskiej’.
5.
Język arabski
Zawsze chciałam się uczyć jakiegoś ‘egzotycznego’ języka, języka o innym
alfabecie i języka, który nie przypominałby żadnego europejskiego. Niesamowicie
podoba mi się japoński, korcą chińskie znaczki, kuszą koreański czy hindi... Chciałoby
się, chciało, ale stwierdziłam, że wybiorę arabski. Bo alfabet jest możliwy do
nauczenia się (choć niekoniecznie do względnie przypominającego poprawne wymówienia
;)), bo język jest podobno logiczny i podobno po wielu latach będę w stanie coś
nawet przeczytać. To szybciej niż z chińskim (z którym może by coś wyszło po
bardzo wielu latach), bardziej przydatnie niż z koreańskim (bo wakacje prędzej –
bo łatwiej – spędzę w Egipcie niż w Korei, choć chętnie odwiedziłabym i Koreę),
ładniej brzmi moim zdaniem niż hindi; w dodatku znalazłam parę ciekawych
książek o kulturze arabskiej i interesującą stronę Arabia.pl. Jeżeli po jakimś
czasie regularnego acz nieprzesadnie częstego zaglądania w samouczek stwierdzę,
że się wciągnęłam i mam prawdziwą motywację (a nie tylko taką ‘bo chcę’ i że chciałabym
rozumieć telewizję Al Jazeera, a w dodatku te znaczki są taaaakie ładne),
przyśpieszę naukę. Jeśli nie – na pewno nie uznam tego czasu za stracony, za to
na miejscu piątym znajdzie się inny język.
Turecki, szwedzki,hiszpański, hebrajski i czeski na razie odrzuciłam. Postaram
się wytrwać i za jakiś czas podzielić się tym, ile założeń spełniam, ile
nadspełniam, a ile okazało się zupełnie nietrafionych. I oczywiście, czy udało mi się
wytrwać bez samouczka ‘Portugalski w miesiąc’. :)